Znaczone pionki wyborcze
2023-02-11
strona: 0019, autor: Adam Bodnar*
Skoro władza ma wszystko, a nawet kodeks wyborczy, to czy opozycja jest bez szans? Niekoniecznie. Wybory parlamentarne w 2023 r. formalnie rozstrzygną się w dniu głosowania, ale wszystko, co przed dniem wyborów, będzie miało wpływ na ostateczny wynik. W demokracjach partie walczą programami, ideami, postaciami. W państwach autorytaryzmu plebiscytarnego władza potrzebuje wyborów, by przedłużyć rządy, a instytucje państwowe mają charakter fasadowy. Rządzący mają do dyspozycji narzędzia, by przechylić wynik na swoją korzyść. Dlatego wybory mogą być rzetelne, ale kampanie wyborcze mogą być nieuczciwe. Już wcześniejsze wybory w Polsce pokazały różne elementy nieuczciwej gry. Pamiętają państwo słynny klip z „Wiadomości” TVP na temat prezydenta Andrzeja Dudy przypominający produkcje północnokoreańskie? A premier Mateusz Morawiecki obiecujący inwestycje i wręczający czeki? To z kolei przykład wykorzystywania środków publicznych (dostępnych dla wszystkich) na cele kampanijne. Do tego należy dorzucić inwigilację Pegasusem szefa sztabu wyborczego PO Krzysztofa Brejzy. Jeśli służby zdobyły się na takie działania, to o ilu innych działaniach inwigilacyjnych jeszcze nie wiemy? W przypadku wyborów parlamentarnych w 2023 r. można się spodziewać kumulacji. Temu służy nowelizacja kodeksu wyborczego, dokonywana w czasie, gdy już + nie powinno się majstrować przy regułach wyborczych. Działania programowe (dotyczące np. nowych programów socjalnych) będą pionkami na szachownicy, bez nich nie da rady wygrać gry, ale wieżami, gońcami i konikami będą media narodowe, prokuratura i służby specjalne oraz różne fundusze państwowe i spółki skarbu państwa. Czy w takiej sytuacji opozycja jest bez szans? Teoria konkurencyjnego autorytaryzmu mówi, że nie, ale gra wyborcza odbywa się na dwóch poziomach: walki na postulaty i programy oraz przeciwdziałania nieuczciwości. Opozycja parlamentarna nie ma szans, aby wygrać na tym drugim polu, ale jest w stanie się jej przeciwstawić i ją kontrolować. Jest w stanie używać własnych metod, często innowacyjnych, aby ograniczyć pole nadużyć, aby unaoczniać wyborcom, że gra jest oszukańcza. Ryzyko odpowiedzialności prawnej może powodować powstrzymanie się osób sprzyjających władzy od niektórych działań. + Jednakże nie można liczyć, że cały wysiłek zostanie poniesiony przez partie polityczne, nie zawsze mogą mieć siłę i pomysły, aby równolegle walczyć o standardy uczciwości wyborów. To zadanie może być z powodzeniem wykonywane przez szeroko rozumiane społeczeństwo obywatelskie. Niezależne NGO posiadają doświadczenie pracy na rzecz dobra wspólnego, nieraz uczestniczyły w kampaniach profrekwencyjnych oraz stały na straży uczciwości wyborów. Tym razem muszą się mierzyć z problemem kurczącej się przestrzeni dla społeczeństwa obywatelskiego (szykany liderów, ograniczenia finansowania, obawa biznesu przed współpracą), ale także z obecnością licznych GONGO (organizacji społecznych, które udają niezależne NGO, a w istocie są kontrolowane przez rząd). Dlatego też niezależne NGO muszą również zwiększyć siłę swojego oddziaływania. Zaangażować do współpracy różne środowiska zawodowe i naukowe – jak w wierszu Tuwima: „Tak dla wspólnej korzyści/ I dla dobra wspólnego/ Wszyscy muszą pracować/ Mój maleńki kolego”. + Chciałbym przedstawić trzy pomysły na taką współpracę. Pierwszy odnosi się do mediów. Stan posiadania obozu władzy w mediach zwiększył się w ostatnich latach radykalnie. To już nie tylko TVP i Polskie Radio, ale także silne uzależnienie niektórych czasopism od bieżącego finansowania ze strony spółek skarbu państwa. Do tego Polska Press, a raczej „Orlen Press”, kontrolująca regionalne gazety i portale. W niektórych województwach praktycznie już nie ma wolnych i niezależnych mediów, a funkcję kontrolną sprawują jedynie media o zasięgu ogólnokrajowym (jak „Wyborcza”, Onet.pl czy TVN 24). Dlatego w kontekście wyborów konieczny jest rzetelny monitoring, zwłaszcza na szczeblu lokalnym – co i jak się pisze na temat różnych partii i kandydatów w wyborach. W realizację takiego projektu powinny zaangażować się lokalne środowiska naukowe wspierane przez organizacje strażnicze i te zrzeszające niezależnych dziennikarzy. Drugi pomysł to kampania outdoorowa. W okresie przedwyborczym zobaczymy wysyp billboardów oraz innych nośników reklamowych. I pewnie będziemy się dziwili, dlaczego nagle np. połowa województwa mazowieckiego jest zasypana reklamami Solidarnej Polski. Jestem pod wrażeniem projektu „Lasy i obywatele”, a zwłaszcza strony zwtl.pl (Zanim Wytną Twój Las). Jest to genialna forma połączenia nowoczesnych technologii z aktywnością obywatelską. Dzięki tej stronie możemy się dowiedzieć z zegarmistrzowską precyzją, co czeka las w naszej najbliższej okolicy. Co stoi na przeszkodzie, aby w podobny sposób monitorować obecność billboardów w naszej przestrzeni publicznej – gdzie zostały postawione, na jaki okres, jaką partię promują, kto za to zapłacił? Tym razem chciałbym zachęcić środowisko informatyków do współpracy z organizacjami zajmującymi się dostępem do informacji publicznej. Trzeci pomysł to wydatkowanie środków publicznych przez różne fundacje i organizacje, które korzystają ze środków publicznych. Obecna afera „Willa plus” to tylko wierzchołek góry lodowej. Przypomnijmy choćby wydatkowanie środków z Funduszu Sprawiedliwości. Czas wyborów to czas „zapłaty” politycznym mocodawcom. Nagle zobaczymy cały szereg spotów, kampanii, konferencji, seminariów, pikników i koncertów, które będą promowały określone treści. I zupełnie nieprzypadkowo przedstawiane postulaty będą odpowiadały temu, co głoszą kandydaci związani ze Zjednoczoną Prawicą. Zresztą nowelizacja kodeksu wyborczego, jeśli zostanie uchwalona, będzie pozwalała na taką działalność w świetle prawa. Ale to nie znaczy, że nie można tych zagrożeń identyfikować i nazywać po imieniu. + To tylko niektóre wyzwania. Zagrożeń i odpowiednich pomysłów na reakcję może być znacznie więcej. Ale te powyższe są zupełnie możliwe do wykonania, pod warunkiem rzeczywistego zaangażowania i zrozumienia zagrożenia dla demokracji. Dlatego jeśli obudzimy się „dzień po”, a wybory zostaną przez opozycję demokratyczną przegrane, to nie zwalajmy winy na partie polityczne. Zastanówmy się, czy faktycznie zrobiliśmy wszystko, aby temu zapobiec. Czy wykorzystaliśmy naszą wiedzę, doświadczenie i profesjonalizm do walki o demokrację, czy raczej kolejne miesiące zajmowaliśmy się tylko troską o „naszą małą stabilizację”. + *Adam Bodnar – dr hab. prof. Uniwersytetu SWPS, rzecznik praw obywatelskich VII kadencji, ambasador inicjatywy „Każdy człowiek” Ferdinanda von Schiracha Jeśli służby zdobyły się już na takie działania, to o ilu innych działaniach inwigilacyjnych jeszcze nie wiemy?