Marzyli o Zanzibarze, zostali na lodzie
2022-03-14
strona: 0036, autor: Agnieszka Niewińska
Miały być wakacje w raju promowanym przez celebrytów, zostało po nich hotelowe konto z wymyśloną walutą. Czy to koniec biznesu promowanego w mediach Wojtka, biznesmena z tanzańskiego raju? Walizki spakowane, słomkowy kapelusz w odwodzie, a z rajskich wakacji za duże pieniądze nici. Po tym, jak 21 lutego Wojciech Żabiński, znany jako Wojtek z Zanzibaru prowadzący na tej tanzańskiej wyspie sieć hoteli PiliPili, ogłosił na Facebooku, że zawiesza działalność, odwołuje zarezerwowane wyjazdy, a na Zanzibar zaprasza dopiero od czerwca, jego klienci doznali szoku. Wypoczywający w tym czasie w PiliPili informowali media o braku żywności i wody w hotelach, o pracownikach bez wypłaty grabiących kompleks i wojsku w obiektach PiliPili. „Żarełko i bar w tym tygodniu mamy za niewielką zrzutkę, którą zrobiliśmy w zeszłym tygodniu” – na początku marca informował na Facebooku gość jednego z hoteli PiliPili, dodając, że pracujący w hotelu bez wypłaty dostali pomoc tanzańskiego rządu. Ci, którzy wykupili wczasy, skarżą się na problem ze skontaktowaniem się z obsługą PiliPili, które było przecież miejscem promowanym przez celebrytów. Zachwalały je Iwona Pavlović i Barbara Kurdej-Szatan, bawiły tam Joanna Racewicz i Maria Sadowska. W PiliPili śpiewali Natalia Kukulska i Patrycja Markowska, Andrzej Krzywy i Mezo. Co się stało z turystycznym rajem Wojtka z Zanzibaru? GWIAZDORSKI LEP NA TURYSTÓW Trzeba cofnąć się w czasie. Zanzibar w pandemii wyrósł na turystyczny hit. Na przełomie lat 2020 i 2021 zdjęcia celebrytów na plażach tej tanzańskiej wyspy zalewały Instagram, nie schodziły z czołówek plotkarskich portali. Barbara Kurdej-Szatan otoczona zanzibarskimi dziećmi pchała wózek po plaży. Iwona Pavlović lansująca się na słomianej leżance zachwycała się tym, jak na Zanzibarze łączy pracę z wypoczynkiem. Natalia Kukulska pod palmami dała koncert kolęd dla gości. Zanzibar odmieniany był przez wszystkie przypadki. Efekt? Tylko przez pierwsze dwa miesiące 2021 r. na Zanzibarze wylądowało 9 tys. Polaków. Tanzański archipelag miał tę przewagę, że do początków maja przyjmował turystów bez testów, można było tam zapomnieć o obostrzeniach. Istotną rolę w popularyzowaniu Zanzibaru odegrał Wojciech Żabiński, prowadzący na wyspie sieć hoteli pod nazwą PiliPili i promujący ją na facebookowym profilu Życie na Zanzibarze. To do niego pielgrzymowali celebryci zachwalający atmosferę, obsługę, wygodę wyjazdów z PiliPili. „Wszystko to u Wojtka w Pili- Pili.... ten czas... to miejsce... po prostu raj!!!” – zachwycała się w media społecznościowych Pavlović. – Hotele PiliPili to kompleksy domeczków ze słomianym dachem, bardzo blisko jesteśmy tutejszych ludzi […]. Do plaży mamy pięć minut, przechodzimy przez wioskę tubylców – emocjonowała się w transmisji na Instagramie Kurdej-Szatan, a jej mąż zachwalał wygodę bezpośrednich lotów na Zanzibar. Żabiński nawiązał bowiem współpracę z linią Enter Air i turystów przywoził samolotami czarterowymi. Odwiedziny celebrytów najwyraźniej nie były przypadkiem, lecz marketingową strategią Wojtka z Zanzibaru. W lutym ubiegłego roku portal natemat.pl opublikował wywiad z Żelisławem Żyżyńskim, dziennikarzem Canal+, który niemal z dnia na dzień rzucił pracę w telewizji, bo jego żonę do pracy w PiliPili poleciła Żabińskiemu Magda Gessler. „On [Żabiński – przyp. red.] chce, żeby na każdym turnusie była jedna znana osoba z Polski, która porozmawia z turystami, powie coś o sobie” – zachwycał się Żyżyński. „Iwona Pavlović jest niesamowicie lubiana. Była tu przez kilka tygodni i znów wróciła. Jej lekcje tańca stały się już rytuałem, jedną z największych atrakcji pobytu” – dodawał Żyżyński. I relacjonował swoje pierwsze spotkanie z Żabińskim. „Wtedy powiedział do mnie: »W ogóle nie wiedziałem, kim ty jesteś, ale współpracownicy mi powiedzieli. Z nieba nam spadasz, bo ja myślę o telewizji i sporcie. Idealnie mi to połączysz«”. Celebrycka promocja zadziałała. Sieć PiliPili urosła na pandemicznej fali, a Żabiński zaczął być przedstawiany jako geniusz turystycznego biznesu, który nawet w pandemii kupował hotel za hotelem. Żabiński w jednym z ostatnich postów twierdzi, że przez pięć lat przyjął ponad 12 tys. gości. Zaczął od hotelu na 13 gości, a doszedł do bazy mogącej pomieścić 550 osób. Przedsięwzięcie PiliPili nie ograniczało się zresztą do bazy noclegowej. To kilka różnych spółek zarejestrowanych w Tanzanii i w Polsce. Pojawiły się też PiliPili Radio, magazyn „PiliPili Travel Buddy”, Fundacja PiliPili Pomagam, a nawet PiliPay, bo wykup wypoczynku w PiliPili wiązał się z przelaniem pieniędzy i ich zamianą na wymyśloną przez Żabińskiego wirtualną walutę pilicoin. Wiele osób zdecydowało się także na inwestycje w kolejne hotele pod szyldem PiliPili. Wyłożyli pieniądze na budowę, PiliPili miało zarządzać obiektem, wypłacać inwestorom czynsz, a przy tym mieliby oni prawo korzystania z apartamentu przez kilka tygodni w roku. BIZNESMEN Z WYROKIEM Czarne chmury nad PiliPili zaczęły się zbierać już w zeszłym roku. W czerwcu marszałek województwa pomorskiego uznał, że zarejestrowane w Polsce spółki PiliPili Club oraz PiliPili Fly są organizatorem turystyki i sprzedają powiązane usługi, choć działają bez wymaganego wpisu do rejestru organizatorów turystyki. W efekcie np. nie odprowadzają składek na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, co w razie bankructwa wiąże się ze stratą pieniędzy dla turystów i problemami z powrotem do kraju. Marszałek zakazał spółkom PiliPili prowadzenia dalszej działalności. Te odwołały się od decyzji, ale w styczniu ostatecznie podtrzymało ją Ministerstwo Sportu i Turystyki. Mimo to w lutym PiliPili organizowało promocje. Oferowało zakup pilicoinów ze zniżką. Jeden pilicoin miał wartość jednego dolara, a wymyślona waluta służyła do opłaty pobytu w PiliPili, wycieczek, atrakcji, wydatków w barze czy nurkowania. W czasie promocji pakiety pilicoinów warte tysiące złotych można było wykupić ze sporą zniżką. Teraz, po wstrzymaniu przyjmowania gości, nie wiadomo, czy będzie można je w ogóle wykorzystać. Żabiński twierdzi, że nikogo nie oszukał, bo przecież turyści mają na swoim koncie pilicoiny, które ważne są bezterminowo. Nie ma jednak mowy o ich wymianie na gotówkę. – Klienci PiliPili wykazali się dużą niefrasobliwością. Najwyraźniej ich czujność uśpiły działania marketingowe Wojtka z Zanzibaru, popularność jego mediów społecznościowych. Tymczasem już sam system płatności za usługi tzw. pilicoinami powinien wzbudzić ich podejrzenia – ocenia dr Piotr Kociszewski, prodziekan Wydziału Turystyki i Rekreacji Szkoły Głównej Turystyki i Hotelarstwa Vistula. – Ostatnie spektakularne upadki biur podróży miały miejsce w latach 2012–2014, kiedy to z rynku zniknęły takie biura jak Aquamaris czy Triada. Wywołało to jednak dyskusję i zmiany w systemie zabezpieczeń organizatorów turystyki, aż do jego pełnego uszczelnienia, wraz z powołaniem w 2016 r. Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego. Klienci PiliPili znaleźli się w niekomfortowej sytuacji, mimo że od samego początku powinni mieć na uwadze weryfikację wiarygodności organizatora imprezy turystycznej – mów dr Kociszewski. Organizator turystyki i podmioty oferujące powiązane usługi turystyczne powinni figurować w Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki i Przedsiębiorców Ułatwiających Nabywanie Powiązanych Usług Turystycznych, a także opłacać składki na Turystyczny Fundusz Pomocowy. – Właściciel PiliPili poprzez sieć spółek czy system płatności wymyśloną walutą mógł niestety celowo manewrować między obowiązującymi w Polsce ramami formalnymi dotyczącymi funkcjonowania organizatorów turystyki. Dlaczego klienci nie zwrócili na to uwagi? Mamy szczelny system, ale wydaje się, że wciąż brakuje pełnej świadomości konsumentów. Warto propagować wiedzę o tym, jak sprawdzać wiarygodność organizatorów turystyki, m.in. poprzez akcje społeczne lub szerszą informację, już w momencie wyboru oferty turystycznej – apeluje dr Kociszewski. Zakaz prowadzenia działalności turystycznej to niejedyny kłopot Żabińskiego. W grudniu ubiegłego roku „Gazeta Wyborcza” doniosła o jego problemach z prawem. Okazało się, że Wojtek z Zanzibaru został prawomocnie skazany na ponad dwa lata bezwzględnego więzienia za oszustwa. Złożył kasację od wyroku. Teraz jest jednak nieuchwytny. Choć na profilu Życie w Zanzibarze dodaje kolejne posty, to unika odpowiedzi na pytania, gdzie jest, ogranicza też możliwość komentowania. Twierdzi, że PiliPili padło ofiarą nagonki. „Dziennikarze, którzy zajęli się PiliPili, mieli jeden cel wynikający z osobistej zemsty połączeń towarzyskim jednej z dziennikarek mieszkającej na Zanzibarze, a której ja osobiście pomagałem organizować się na Zanzibarze” – pisze (pisownia oryginalna). „PiliPili jest również od początku solą w oku branży biur podróży… Od samego początku, a są biura podróży, które są ogromnymi reklamodawcami, i pieniądz rządzi »Wolnością Słowa«”. Przypisuje też sobie stworzenie czegoś niezwykłego: „PiliPili to nie tylko hotele, to unikalna na cały świat społeczność... Nie ma czegoś takiego... Żadna narodowość czegoś takiego nie zbudowała...” – wypisuje. ZNANI TERAZ MILCZĄ Wypoczynek w PiliPili to atrakcja dla tych z grubszym portfelem. Dwa tygodnie w promocyjnej cenie to dla jednej osoby wydatek od 6,5 do 12 tys. zł. Po tym, jak Wojtek z Zanizbaru ogłosił zawieszenie działalności, wielu tych, którzy zakupili pilicoiny na wymarzone wczasy albo zainwestowali w hotele PiliPili, zakłada grupy facebookowe poszkodowanych i głośno stawia pytanie o to, czy nie padli ofiarą turystycznej piramidy finansowej, którą uwiarygodnili celebryci. Znani bywalcy PiliPili milczą. Głos na Twitterze zabrał Żelisław Żyżyński, który dla PiliPili odszedł z Canal+. „Przez rok swojego pobytu na Zanzibarze widziałem setki szczęśliwych z pobytu tutaj gości. Gdy dowiedziałem się o sytuacji prawnej firmy i właściciela, natychmiast odszedłem. Bardzo współczuję wszystkim oszukanym, brak mi słów”. © ℗ Wszelkie prawa zastrzeżone Wojciech Żabiński, znany jako Wojtek z Zanzibaru prowadzący na tej tanzańskiej wyspie sieć hoteli PiliPili, ogłosił na Facebooku, że zawiesza działalność FOT. ŻYCIE NA ZANZIBARZE/FACEBOOK