Rosyjski „zbiorowy Putin” musi zostać upokorzony. Innej drogi nie ma

2022-06-04

Typ: Prasa
Źródło: Gazeta Wyborcza - RP
Autor: Maciej Czarnecki

strona: 2, autor: Maciej Czarnecki

Niektórzy powtarzają, że „Putin musi wyjść z twarzą” z tej wojny. A ja się zastanawiam: czy kiedykolwiek przyszło komuś na myśl przekonywać do tego, by nie upokarzać Hitlera? – mówi „Wyborczej” analityczka PISM Agnieszka Legucka*. M    MACIEJ CZARNECKI: Mija 100 dni od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a końca tej inwazji nie widać... Po co ona Putinowi? AGNIESZKA LEGUCKA, analityczna Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Można wymienić wiele powodów. Bardzo silne są motywy wewnątrzpolityczne. To one przesądziły o decyzji o ataku. Władimir Putin tracił legitymację społeczną przynajmniej od wprowadzenia reformy emerytalnej w 2018 r. Na to nałożyło się kilka elementów, które przekonały go do tego, by umocnić władzę: protesty w 2020 r., powrót Aleksieja Nawalnego do Rosji. Rozwinięto mechanizmy represji, by zamknąć w Rosji przestrzeń dla prawdziwej polityki. Zmieniono konstytucję, by zapewnić Putinowi możliwość rządzenia do 2036 r. Putin zapragnął uruchomić jeszcze raz „efekt Krymu”, który udał mu się w 2014 r., oraz zmienić system autorytarny w totalitarny. Przykręcił śrubę społeczeństwu obywatelskiemu, jakkolwiek marginalne by ono wcześniej było. W relacjach zewnętrznych i obsesji kontrolowania Ukrainy, która istnieje co najmniej od 2004 r., był to ostatni moment, w którym Putin mógł spróbować powstrzymać jej pochód na Zachód. Nie chodzi o to, że Ukraina zaraz weszłaby do NATO czy Unii Europejskiej, tylko o postępujące w tym kraju zmiany systemowe, demokratyzację życia politycznego, wzrost dochodów Ukraińców, pewien model życia, którym mogłoby się zainspirować rosyjskie społeczeństwo.    Putin zachowuje się wobec Ukrainy jak odrzucony, psychopatyczny kochanek: „Jak nie chcesz być ze mną, to nie będziesz z nikim”. – Dokładnie. Tylko pamiętajmy, że teza, iż to Zachód chciał wyrwać Rosji Ukrainę, to rosyjska propaganda. Powielana zresztą często przez Chińczyków czy globalne Południe. Wychodzi to np. w naszych rozmowach z Brazylijczykami czy Indusami. Oczywiście tak naprawdę Ukraińcy samodzielnie zdecydowali, że chcą żyć w innym państwie o innych standardach. W debacie politycznej Ukrainy wielokrotnie pojawiały się hasła, że jak UE ich nie chce, to zrobią ją sobie sami, czyli zastosują model europejski, euroatlantycki w Ukrainie. Chodziło przede wszystkim o standardy państwa, ekonomii, transparentności życia politycznego i społecznego, organizacji życia, społeczeństwa obywatelskiego. Putin się przestraszył, by ten model nie przedostał się do Rosji.    Wierzy pani w doniesienia, że Putin jest chory? – Dużo jest nie tylko plotek i spekulacji, ale i rzetelnych śledztw dziennikarskich, którym można uwierzyć. Dziennikarze „Projektu” pokazali, że Putin podróżuje w różne miejsca w Rosji – niby na letnie wyjazdy, by odpoczywać. Tymczasem jeżdżą za nim onkolodzy, którzy prawdopodobnie go leczą. Sugeruje to, że ma jakąś chorobę nowotworową. Trudno to zweryfikować, ale gołym okiem widać, że nie wygląda najlepiej i w najbliższym czasie może z przyczyn biologicznych stracić władzę. Jednak wyeliminowanie jednego człowieka nie rozwiąże problemu, bo to system, który kształtował się przez wiele lat i opiera się na bardzo lojalnych współpracownikach, służbach specjalnych. Putin obsesyjnie dba o to, by nie doszło do żadnego przewrotu pałacowego. A każdy jego następca będzie próbował zachować włości i dobrodziejstwa, które zapewnia system. Z jednej strony rosyjski system jest więc spersonalizowany i wisi na Putinie, z drugiej – to jest taki „zbiorowy Putin”, jak często powtarzam.    Amerykański politolog Eliot Cohen mówił mi w wywiadzie: nie spodziewajmy się, że Putina zastąpi światły demokrata. To będzie kolejny łotr z KGB. Tylko na szczęście łotr z KGB, który widział jego upadek. O ile do tego upadku dojdzie. – Każdy następca Putina będzie trochę słabszy, bo nie będzie miał takiego zaufania i nie będzie budził takiego lęku otoczenia. Będzie musiał dopiero zaskarbić sobie lojalność „zbiorowego Putina”. Odtworzenie związków z regionami, generalicją, służbami specjalnymi wymaga czasu. Pomoże mu to, że elicie powinno zależeć, by utrzymał system, a nie go rozmontowywał.    Co oznaczałoby to dla samej wojny w Ukrainie? Czy odejście Putina byłoby szansą? – Obecnie „specjalna operacja wojskowa”, jak nazywają wojnę rosyjskie władze, spełnia swoją rolę: zapewnia władzy wzrost poparcia. Rosjanie w większości ją popierają. Zatem wymiana Putina na kogokolwiek innego, gdyby nie odszedł z przyczyn naturalnych, byłaby dla społeczeństwa niezrozumiała. Przecież propagandowe media donoszą o sukcesach, wzroście znaczenia międzynarodowego Rosji po latach upokorzeń, stanięciu w szranki z najważniejszym rywalem – Stanami Zjednoczonymi. Nie sądzę, że odejście Putina oznaczałoby sygnał, że trzeba kończyć wojnę. Trzeba by wówczas jakoś wytłumaczyć to Rosjanom, skoro przecież była „sukcesem” poprzednika. Sankcje oczywiście uderzyły w rosyjską gospodarkę, która już jest w recesji i jesienią będzie w jeszcze większej. Nawet bank centralny Rosji zakłada 8-procentowy spadek PKB, a w rzeczywistości będzie on głębszy. Ale w tym momencie Rosjanie aż tak mocno go jeszcze nie odczuwają. Poza wysoką inflacją, która nas też dotyka. Nie zmęczyli się jeszcze tą wojną wystarczająco, by oczekiwać zmiany strategii.    Czy rozmowy z Putinem, takie jak niedawna kanclerza Niemiec Olafa Scholza i prezydenta Francji Emmanuela Macrona, to przejaw naiwności czy pragmatyzmu? – Są one odbierane przez Rosjan jako słabość. Wynika to z odmiennej kultury politycznej. Rosjanie zawsze tak negocjowali, że najpierw tworzyli problem, kryzys, potem stawiali żądania, niczego nie oferowali, tylko czekali na ruch drugiej strony, czyli najczęściej Zachodu. Bo Zachód jest wychowywany w kulturze dialogu i rozwiązywania kryzysów, które jak najszybciej chce zakończyć. Tymczasem dla Rosjan to naturalne środowisko, w którym rozgrywają swoje interesy. W moim przekonaniu są nastawieni na długotrwały konflikt w Ukrainie. Czekają na najlepszą ofertę Zachodu. W pierwszej fazie nie udało im się go rozbić. Przecenili swoje możliwości. Nie spodziewali się tylu sankcji. Teraz jednak, przeciągając konflikt, liczą, że prędzej Zachód odpuści Ukrainę i przestanie ją wspierać militarnie i ekonomicznie, niż wyczerpią się ich siły.    Odnotujmy jednak, że Zachód cały czas dostarcza Ukraińcom broń. Tylko mam wrażenie, że ogląda się za bardzo na Rosję, której zostało tylko straszenie wojną nuklearną. – Cały czas używa szantażu, a Zachód jest stroną prosząco- reaktywną, mimo większego potencjału militarnego, ekonomicznego, politycznego. Nie można bagatelizować żadnego zagrożenia ze strony Rosji, ale trzeba też kalkulować, na ile może sobie pozwolić Putin. Ukraińcy dobitnie pokazali, jak słaby jest rosyjski potencjał militarny. Co nie oznacza, że Rosjanie się nie przegrupowują, nie potrafią dostosować się do sytuacji i zagrozić ponownie. Rosja podczas tych trzech miesięcy kilkakrotnie straszyła już użyciem broni atomowej, a tego nie zrobiła. Potrafi dobrze grać potencjałem, którego nie może wykorzystać, bo zdaje sobie sprawę, że wiązałoby się to z groźbą jej zniszczenia. Z tego powinniśmy wyciągać wnioski, jak bardzo potrafi blefować. I być jeszcze bardziej aktywni w pomaganiu Ukraińcom. Broń defensywna, ofensywna – to terminologia czysto polityczna. To jest państwo, które się broni, więc każda broń, której używa, ma charakter defensywny.    A mimo to sędziwy były sekretarz stanu USA Henry Kissinger mówi w Davos o potrzebie negocjacji, sugerując pewne ustępstwa ze strony Ukrainy. – Wszystkie głosy tzw. realistów, mówiące o tym, że Ukraina powinna oddać Rosjanom część terytoriów i oni wtedy się uspokoją... Rosja ma 17 mln km kw., jest największym państwem na świecie i jakoś nie potrafi się tym za- 1 RP dowolić. Zawieszenie broni dałoby Rosji możliwość uznania jej stanu posiadania terytorialnego, terroryzowania mieszkańców na tych terenach i przegrupowania sił – bo przecież to nie jest atak, który odpowiadałby potencjałowi drugiej armii świata. Byłoby to dla niej zachętą, by za kilka miesięcy pójść dalej. Nie zatrzymałoby wojny. Ukraina nie ma ambicji imperialnych, więc odbije swoje terytoria przynajmniej sprzed 24 lutego i nie pójdzie w głąb Rosji. Rosja, która podbija część Ukrainy, idzie dalej.    Wie pani, co powiedzą na to „realiści”: że jak Ukraina całkowicie wyrzuci Rosjan, to będzie to dla nich takie upokorzenie, że nie odpuszczą. Wysnuwają z tego wniosek, że „nie można Rosji upokarzać”. – To już dla mnie trudne do zrozumienia.    Tak powiedział Kissinger, ale i Macron. – Niektórzy powtarzają też, że „Putin musi wyjść z twarzą” z tej sytuacji. Zawsze, jak słyszę takie sformułowania, zastanawiam się: przecież to wojna rodem z XX w. z ostrzałem artyleryjskim, obozami filtracyjnymi, deportacjami tysięcy ludzi na Syberię, powtórzenie schematów z drugiej wojny światowej. Czy kiedykolwiek przyszło komuś na myśl przekonywać do tego, by nie upokarzać Hitlera? Sedno sprawy tkwi w tym, by Rosja się zmieniła, przestała wykorzystywać instrumenty militarne w swojej polityce zagranicznej – a do tego konieczne jest właśnie jej upokorzenie.    W Polsce rozumie to wiele osób. Ale jak rozmawiam z politykami i komentatorami z Zachodu, to wielu jest innego zdania. Z czego to wynika? Z odmiennych doświadczeń historycznych? Nieznajomości Rosji? Cynizmu i obaw o gospodarkę? Fascynacji Rosją części niemieckich i francuskich elit, która ciągnie się już od oświecenia? – Na pewno wszystkie te czynniki mają znaczenie. Dołożyłabym do tego argument układu sił na świecie. My tego trochę nie rozumiemy, bo jesteśmy państwem średniej wielkości. Zapomnieliśmy, co to znaczy być imperium, mocarstwem, wyparowało nam już na szczęście poczucie bycia wielkim i panowania nad kimś. Natomiast w świadomości np. francuskiej, mimo że Francja próbuje być państwem postkolonialnym i odżegnywać się od takich skojarzeń, jednak jest takie myślenie w elitach i społeczeństwie, że Rosja odgrywa rolę aktora międzynarodowego, który stwarza równowagę dla Stanów Zjednoczonych, Chin. Na to nakładają się rozmaite kalki antyamerykańskie, whataboutyzm – „agresja Rosji na Ukrainę jest zła, ale przecież Amerykanie też łamali prawo międzynarodowe”, przekonanie, że Rosja ma prawo do swojej strefy wpływów. W krajach azjatyckich czy afrykańskich próbuje się Rosję tłumaczyć. W Polsce to niewyobrażalne. l *Agnieszka Legucka    • analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie. Zajmuje się polityką zagraniczną i wewnętrzną Rosji, kwestiami bezpieczeństwa i konfliktów na obszarze wschodniego sąsiedztwa UE, relacjami UE – Rosja i NATO – Rosja, rosyjską dezinformacją i zagrożeniami hybrydowymi. Autorka książki „Geopolityczne uwarunkowania i konsekwencje konfliktów zbrojnych na obszarze poradzieckim” • Ukraińscy żołnierze jadą bronić Charkowa z flagą z napisem „Chwała Ukrainie. Śmierć wrogom”, 16 maja 2022 r. FOT. BERNAT ARMANGUE/AP Rosja jest największym państwem na świecie, ale nie potrafi się tym zadowolić